środa, 8 czerwca 2016

1. Zdarzenie


                To była wyjątkowo ciepła jesień. Choć kolorowe liście stopniowo zaczynały opadać z drzew, swobodnie układając się na nagrzanej ziemi i tworząc coś na kształt pozłacanej ścieżki, która cieszyła swoim widokiem niemal każdego przechodnia, to wysokie temperatury wciąż nie dawały za wygraną, ostatecznie triumfując nad odpoczynkiem, o jaki wołała zmęczona ziemia. Podobne zjawiska meteorologiczne należały jednak do codzienności, z jaką musieli zmagać się mieszkańcy Aurory, niewielkiej miejscowości położonej na przedmieściach Denver. Całe szczęście, że pogoda była jedną z niewielu wad tego urokliwego miasteczka. Bezpieczeństwo i spokój – dwa pojęcia rzadko spotykane w życiu statystycznych Amerykanów stały się nieodzownym elementem codzienności tubylców.
                Andy uwielbiała fakt, że wymykanie się z mieszkania w środku nocy nie stanowiło dla niej niemal żadnego zagrożenia, zwłaszcza, że cierpiała na bezsenność, a widok bezchmurnego nieba działał na nią niezwykle kojąco. Nikomu o tym nie mówiła, ale niejednokrotnie wspinała się na sam dach kamienicy, kładła na zimnej posadzce i patrzyła. Doskonale zdawała sobie sprawę z umiejscowienia Wielkiej Niedźwiedzicy czy Małego Wozu, nie mówiąc już o galaktykach, które, choć niewidoczne gołym okiem, istniały w odległym wszechświecie. Ignorowała fakt, że kolejnego dnia jej budzik zadzwoni o szóstej nad ranem, że, postępując w ten sposób, najprawdopodobniej szybko się rozchoruje. Liczył się wyłącznie spokój, który odczuwała, ilekroć znajdowała się bliżej nieba.
                W chwili obecnej jednak wzrok dziewczyny przykuwała tylko nieznośnie jasna gwiazda zwana Słońcem. Żałowała, że nie zajęła innego miejsca przy stoliku, ponieważ za każdym razem, gdy chciała spojrzeć na swojego przyjaciela, musiała mrużyć oczy.
                – Nie chcę być niemiły, ale kanapki, które robi twoja mama, są… jakby to delikatnie powiedzieć... niezjadliwe? – odparł Glenn, odgryzając potężny kawał bułki i znacznie się przy tym krzywiąc.
                – Nie wiń mojej mamy – ofuknęła się dość niemrawo. – To ja zapomniałam wczoraj kupić chleb.
                – Panna Steeler, zawsze przygotowana. – Zaśmiał się ironicznie, delikatnie marszcząc przy tym nos.
                Robił tak, odkąd tylko pamiętała. A znała go naprawdę długo. Trzynaście lat temu nosił jeszcze czerwone szelki w parze do koszulki z Kubusiem Puchatkiem i śpiewał w dziecięcym zespole. Andy natomiast jako mała dziewczynka nie wykazywała zainteresowania jakimikolwiek formami sztuki. W odróżnieniu od swoich rówieśniczek nienawidziła kolorowanek czy piosenek o wesołych misiach. Wolała za to biegać po podwórku z kijem i udawać, że jest zbuntowaną Indianką. Przyjaźń tej dwójki narodziła się w przedszkolnej piaskownicy, kiedy to Glenn śpiewał jej do ucha „Happy birthday”, a ona, ignorując zasadę głoszącą, że bicie innych dzieci jest niegrzeczne, zaczęła okładać go plastikową łopatką. Podobna „bitwa” na szczęście nie trwała zbyt długo. Oboje szybko dostali reprymendę od wychowawczyni, przeprosili się, a później, jak gdyby nigdy nic, rozpoczęli wspólną zabawę.
                Andy właśnie wróciła do teraźniejszości, gdy Glenn odwrócił  głowę w kierunku Amber, wysokiej blondynki, która większość przerw spędzała w „przedsionku palaczy”. Kiedy tamta zrozumiała, że Silver patrzy w jej stronę, obrzuciła go zdegustowanym spojrzeniem.
                – Chyba powinienem przestać się z tobą przyjaźnić – mruknął do Andy, udając poważnego. – Redukujesz mój splendor.
                – Następnym razem sam sobie zrobisz kanapkę – oznajmiła z nieukrywanym uśmiechem na twarzy, wstając od stolika zaraz po usłyszeniu nierytmicznego dźwięku dzwonka.
                Język angielski, czyli istna mordęga dla dwóch umysłów ścisłych miał lada chwila dopaść ich w swoje bezlitosne macki. Glenn krzywił się przez całą drogę do sali lekcyjnej, cicho, przez zaciśnięte zęby, obrzucając obelgami nauczycielkę przedmiotu, panią Stanley. Zapowiadała się kolejna godzina wysłuchiwania krzykliwych haseł dotyczących świetności literatury, która była dla niego mniej zrozumiała niż cykl Krebsa. Kiedy usiadł w niewygodnej ławce, maksymalnie wytężył zmysły, by móc przyswoić choć część skomplikowanych analiz i interpretacji. Andy zajęła miejsce tuż obok, jednak, w odróżnieniu od Silvera, postanowiła ukradkiem wyjąć podręcznik do fizyki, ignorując profesorkę wypisującą na tablicy tytuł słynnego dzieła Hemingwaya.
                – Z racji, że zbliżają się egzaminy końcowe, pomyślałam, że warto by nieco odświeżyć waszą pamięć i omówić najważniejsze lektury. Ale najpierw… chyba powinnam sprawdzić obecność… – rozpoczęła z dozą niepewności, po czym usiadła za biurkiem, otwierając odpowiedni program komputerowy pozwalający na skontrolowanie udziału uczniów w lekcji.
                Pani Stanley była otyłą kobietą w średnim wieku, samotnie wychowującą dwójkę kotów, o które troszczyła się bardziej niż niejedna matka o własne dzieci. Mieszkała w zaniedbanej kawalerce, a trzy czwarte wszystkich pomieszczeń jej klitki zajmowały biblioteczki. Uwielbiała literaturę każdej epoki, niemal doświadczając ekstazy podczas czytania dzieł Szekspira czy Jane Austen. Uważała siebie za artystkę, co okazywała na wszelkie możliwe sposoby. Na co dzień nosiła staromodną sukienkę znalezioną na dnie metalowego kosza w ciucholandzie oraz jaskrawy szal. Właśnie poprawiała jego koniec, machinalnie wyczytując nazwiska uczniów. Zatrzymała się tylko przy Amber Whitley. Nie przepadała za jej obecnością, a złośliwość losu chciała, że przez ostatnie dwa miesiące nastolatka nie opuściła ani jednych zajęć. Wypowiadając godność dziewczyny, podniosła wzrok i spojrzała na jej wysmukłą twarz z wyraźnym zdenerwowaniem.
                Uczennica, po usłyszeniu własnego imienia, nie odpowiedziała jednak na typowe zawołanie. Ledwie się skrzywiła,  gwałtownym ruchem dłoni przeczesując swoje blond włosy. Zrobiła to w sposób niezwykle nienaturalny, przywodzący na myśl zwierzę zagrzebujące zapasy pożywienia w podłożu. Ktoś obok parsknął śmiechem. 
                – Co jej się stało? – szepnęła Andy.
                – Widać królowa ma dzisiaj gorszy dzień – odparł Glenn z satysfakcją.
                Mimo że Amber naprawdę wyglądała jak siedem nieszczęść, nauczycielka postanowiła ją zignorować – w końcu symulowanie choroby nie należało do niezwykle trudnych zadań. Stanley wychodziła z założenia, że jeśli przymknie oko na niecodzienne zachowanie swojej podopiecznej i kontynuuje lekcję, tamtej znudzi się zabawa w kotka i myszkę.
                – „Stary człowiek i morze” to opowiadanie stworzone przez Hemingwaya podczas jego pobytu na Kubie. Do stworzenia dzieła zainspirowały go głównie historie starego rybaka dotyczące nieudanych połowów oraz pragnienia związane ze złowieniem wielkiej ryby… – mówiła cicho, odwrócona głową do tablicy, próbując przy tym zapisać na niej wszelkie najważniejsze informacje.
                 Swojemu zadaniu poświęcała ogrom uwagi i zdawać by się mogło, że wpadła w pewnego rodzaju trans, lecz jej pozorne skupienie szybko uległo rozproszeniu – wystarczyło, że do uszu kobiety dotarł donośny huk z końca sali. Anglistka, chcąc odszukać jego źródło, niespodziewanie upuściła na podłogę kawałek kredy, która rozprysła się na drobny, biały pył. Kruchy przedmiot jednak nie stał się powodem zdenerwowania Stanley – zignorowała tak błahą sprawę, kiedy dotarło do niej, że uczennica właśnie wygramoliła się z ławki i zaczęła biec w kierunku drzwi.
                – Amber! – krzyknęła, pragnąc ją zatrzymać.
                Nieudolnie, bo, mimo wrzasków profesorki, nastolatka uparcie podążała we wcześniej wyznaczonym kierunku. Po chwili dołączyła do niej również przyjaciółka, Yvette. Biegła, ile sił w nogach, by dogonić uciekinierkę, przy okazji zamykając za sobą drzwi z przenikliwym trzaskiem.

                Nagła ucieczka obu dziewczyn wprawiła w oszołomienie resztę klasy. Salę początkowo wypełniła głucha cisza i dopiero po kilku minutach Roderick, znany ze swojego buntowniczego zachowania, zdecydował się ją przerwać.
                – Widać wczoraj zabalowała – odezwał się kpiąco, poniekąd dając przyzwolenie na utworzenie znacznego chaosu.
                W końcu licealiści nie przepuściliby żadnej okazji do plotek. Dziwne zachowania, niewinne flirty czy chociażby czyjaś obecność w podejrzanym miejscu – wszystko, co czyniło życie przeciętnych uczniów odrobinę bardziej interesującym.
                – Kac morderca prędzej czy później dopada każdego. Ale naprawdę… trzeba nie mieć rozumu, by przychodzić do szkoły w takim stanie. – Westchnęła Andy bardziej do siebie niż do przyjaciela, kręcąc głową z niedowierzaniem.
                – No cóż, zapewne kiedy przyjdzie do domu, jej kochany tatuś wybierze odpowiednią karę. Szlaban na wychodzenie z domu i takie tam... i nici z imprez w środku tygodnia — Zaśmiał się Glenn. – Poza tym, popatrz na plusy. Stanley zapewne zaraz sobie pójdzie, więc nie będziemy musieli słuchać jej ględzenia.
                I, jak na zawołanie, nauczycielka, nie mogąc poradzić sobie z rozgadanymi nastolatkami, wrzasnęła:
                – Dosyć! Macie po osiemnaście lat, a zachowujecie się jak małe dzieci. Trochę wyrozumiałości dla koleżanki. – Wstała gwałtownie, rozglądając się po całej sali. – Muszę was na chwilę opuścić w związku z tym… incydentem, więc liczę na to, że wykażecie się inteligencją i nie zmarnujecie tego czasu – mruknęła naiwnie z urażoną miną, by następnie zabrać swoją torbę i wyjść na korytarz.

                Amber już kilka dni temu pojęła, że dzieje się z nią coś bardzo niepokojącego. Nie rozumiała, dlaczego w jej wnętrzu kłębiło się tyle przerażających myśli – chwilami miała wrażenie, że tajemnicza siła pragnęła zmusić ją do niemoralnych czynów. Próbowała odganiać swoje zamiary, lecz czasem dawała za wygraną. Wtedy zaś nadchodziła fala mdłości, która tego dnia spowodowała, że wybiegła z sali i, choć toaleta znajdowała się w drugiej części budynku, zdążyła dotrzeć do kabiny, by opróżnić zawartość żołądka.
                Oddychała głęboko, dwoma rękami opierając się o sedes, a co więcej, mimo że zapach wymiocin nie należał do najprzyjemniejszych, nie chciała wychodzić. W ciasnym, zamkniętym pomieszczeniu czuła się bezpiecznie. Po cichu błagała, by nikt jej nie znalazł, co oczywiście graniczyło z niemożliwym – na co dzień otaczał ją wianuszek przyjaciół, a gdy była chora, znajomi walczyli o szansę na zagoszczenie w progach jej domu z garnuszkiem ciepłej zupy. Również obecnie zdawała sobie sprawę, że prędzej czy później musi opuścić pomieszczenie. Nie wiedziała tylko, że tak szybko.
                – Co się dzieje, Amber? Wszystko z tobą w porządku? – wyszeptała zaniepokojona Yvette, wbiegając do toalety.
                – Daj mi spokój – odpowiedziała Whitley, nieudolnie hamując narastającą w niej wściekłość.
                – Martwię się o ciebie… wymiotowałaś?
                – Powiedziałam: daj mi spokój! – wrzasnęła, całkowicie ignorując wcześniej postawione pytanie.
                Yvette jednak nie zamierzała opuszczać koleżanki mimo jej wrzasków. Usiadła na zimnych kafelkach i podkurczyła nogi, wsłuchując się w miarowe kapanie kropel wody z nieszczelnego kranu, szybko zagłuszone przez niezgrabne wtłoczenie się dość obszernego ciała nauczycielki przez ciasne drzwi.
                – Co z nią? – spytała tamta bez większej troski w głosie, po czym oparła się o ścianę, dysząc ciężko.
                Każdy, nawet minimalny wysiłek był dla niej jak wejście na Mount Everest.
                – Nie wiem. Nie chce ze mną rozmawiać – odparła Yvette z wyrzutem. – Może niech pani spróbuje.
                Anglistka kiwnęła głową, a następnie, zgodnie z obietnicą, podeszła do drzwi kabiny, mówiąc stanowczo:
                – Amber, nie bój się. Chcemy ci tylko pomóc, ale nie zrobimy tego na odległość, dlatego proszę, wyjdź stamtąd.
                 Odpowiedziała jej głucha cisza. 
                Anna Stanley z przykrością i zirytowaniem stwierdziła, że nie powinna dłużej czekać. Musiała jakoś wydostać stamtąd młodą dziewczynę i udzielić jej pomocy przedmedycznej, nawet jeśli miało przyjść jej uczynić to siłą, jakiej, rzecz jasna, nie posiadała, dlatego zadecydowała, że wykorzysta swój wysoce rozwinięty spryt i zagra nieco radykalniej niż przypuszczała.
                –  Masz przy sobie pięć centów? – zwróciła się do Yvette.
                – Chyba… tak – wymamrotała tamta, nie do końca rozumiejąc zamiary nauczycielki.
                Mimo zakłopotania, posłusznie sięgnęła do kieszeni spodni i podała jej srebrną monetę.
                Wystarczyło, że kobieta włożyła pieniądz pomiędzy cienką szparę w zamku i przekręciła go w swoją stronę, by drzwi uchyliły się z piskiem.
                Amber, słysząc cichy zgrzyt, coraz dosadniej czuła, że powoli przegrywa. Jej twarz zalała czerwień, a oczy dziko zapłonęły, zupełnie jak u kota oślepionego światłami samochodu w ciemną noc. Przestała być sobą. Maleńki płomień wolnej woli, który jeszcze niedawno tlił się w jej wnętrzu, zgasł bezpowrotnie, a ona straciła władzę nad podejmowanymi decyzjami. Stanęła na równe nogi i rzuciła się na przyjaciółkę, przygniatając ją ciężarem własnego ciała.
                – Złaź ze mnie! – krzyknęła nastolatka resztkami sił, gdy ręce Whitley oplotły się wokół jej szyi.
                – Zginiesz – wyszeptała Amber z chorą satysfakcją, nie zwracając uwagi na cierpienie koleżanki, a wręcz ciesząc się nim.
                Yvette doskonale znała ten wyraz twarzy – radość z wygranej walki pojawiającą się za każdym razem, gdy utarła komuś nosa wymieszaną z ulgą okazywaną przez nieśmiałe podniesienie kącików ust podczas letnich wyjazdów ich paczki. Tym razem jednak, mimo wielu starań, nie potrafiła dopasować żadnej z okoliczności do obecnego stanu. Zszokowanie, jakie przeżywała, uniemożliwiło jej skuteczną obronę. Nadal widziała w napastniczce swoją wierną przyjaciółkę, która to dawniej skoczyłaby za nią w ogień, a co więcej – rozumiała, że przez podniesienie ręki na kogoś pokroju Whitley sięgnie dna.
                 Dlatego też leżała na wznak, posłusznie, jakby czekając, aż uleci z niej resztka życia.
                Choć w mniemaniu Yvette chwile zamieniały się w godziny, całe zajście nie trwało dłużej niż kilka sekund. Pani Stanley zareagowała, w odpowiednim momencie odciągając Amber od bezbronnego ciała jej koleżanki.
                – Czyś ty zwariowała?! – krzyknęła nauczycielka, daremnie obezwładniając nastolatkę.
                Tamta nie dawała za wygraną, raz po raz wyrywając się z uścisku kobiety.
                – Mogłaś ją zabić! – sapnęła, kiedy Whitley niepostrzeżenie wyślizgnęła się z jej rąk.
                Ogarnięta ślepą furią, postanowiła podjąć kolejną próbę ataku, tym razem nieudaną. Yvette była szybsza. Trzymając się za gardło, nacisnęła klamkę i przedostała na korytarz, gdzie rozchichotani uczniowie początkowo nawet nie zauważyli jej obecności. Kilkoro oczu zwróciło się w kierunku roztrzęsionej nastolatki dopiero, gdy tamta charknęła, nieporadnie nabierając powietrza w płuca. Nikt nie rozumiał. Nikt nie miał pojęcia o koszmarze, jaki wydarzył się dosłownie przed minutą. Wiedziała więc, że jeśli sama nie poprosi o pomoc, najprawdopodobniej znów przyjdzie jej stawić czoła komuś, kogo dawniej uważała za przyjaciółkę.
                Chwyciła więc rąbek czyjeś spódnicy, a kiedy spojrzała w górę, ujrzała zakłopotaną twarz Andy. Szepnęła:
                – Pomóż mi.
                – W czym? – zapytała druga z dziewczyn po dłuższym zastanowieniu — w końcu ludzie należący do szkolnej elity nie śmieli z nią rozmawiać — lecz nie usłyszała odpowiedzi, gdyż niespodziewanie uwagę obu nastolatek przykuł głośny krzyk wydobywający się z gardła Amber.
                Szła w ich kierunku wolnym krokiem, wyjątkowo nie obdarzając Yvette nawet pojedynczym spojrzeniem. Płakała, piszcząc i co jakiś czas potykając się o własne nogi. Jej głowa niezdarnie opadała na bok, jakby Whitley nie miała sił, by utrzymać ją w pionie. Gdy przechodziła korytarzem, schwytana przez panią Stanley, dawniej rozgadani uczniowie momentalnie milkli, jedynie od czasu do czasu szepcąc do siebie ciche słówka z oszołomieniem. Nastolatka wyglądem przypominała postać z horrorów – rozczochrana, wgapiona otępiałym wzrokiem w przestrzeń, wymawiająca niezrozumiałe wyrazy.
                Kiedy zniknęła tuż za rogiem, Andy ponowiła pytanie, jednak Yvette nie zamierzała mówić — wyłącznie głośno przełykała ślinę, wciąż trzymając się za szyję. Słowa miały moc sprawczą. Dziewczyna wiedziała więc, że jeżeli opowie komuś o zachowaniu Amber, to traumatyczne wydarzenie na dobre zagnieździ się w jej pamięci. A póki co nie była na to gotowa.
                – Potrzebujesz pomocy? – zagadnął Glenn stojący u boku Andy. – Zaprowadzić cię gdzieś, zadzwonić po kogoś? – dodał.
                – Proszę, wyjaśnij… – wymamrotała, lecz nie zdążyła dokończyć swojej wypowiedzi, gdyż zauważyła Stephena, swojego chłopaka, biegnącego w ich stronę.
                Młodzieniec właśnie zerwał się z pracy, by, zgodnie z obietnicą, zabrać ją na krótką wycieczkę do ogrodu botanicznego w Denver. Jak zwykle czekał na nastolatkę przy placu szkolnym, lecz zauważając jej nieobecność i niecierpliwie uciekający czas, postanowił zajrzeć do wnętrza budynku. Ku jego zaskoczeniu, po otwarciu drzwi szkoły nie zastał tam typowego szumu utworzonego przez nakładające się na siebie głośne dźwięki rozmów.  Nadstawił więc uszu i po chwili koncentracji odniósł wrażenie, że hałas został nieco przytłumiony, jakby ktoś ustawił między nim a pozostałą częścią placówki potężną, szklaną ścianę. Zaniepokojony tym niecodziennym zjawiskiem, skierował się w głąb korytarza. Wodził wzorkiem po twarzach dziwnie przerażonych uczniów w poszukiwaniu Yvette, a kiedy ostatecznie ją dostrzegł, klęczącą i zalaną łzami, nie czekał ani chwili, by popędzić w jej kierunku.
                – Vetty! – krzyknął, pragnąc, by tamta odnalazła go w tłumie kilkudziesięciu nieistotnych stworzeń.
                Gdy ich spojrzenia się spotkały, Stephen znacznie przyspieszył kroku. Nie minęło kilka sekund, a stanął tuż obok, pochylając się nad roztrzęsionym ciałem swojej dziewczyny.
                – Co się stało? – wyszeptał troskliwie.
                — Ja nie rozumiem… – wymamrotała tamta ledwie słyszalnym głosem, opierając się o ramię chłopaka i z wielkim wysiłkiem wstając.
                Jednak pomimo starań, nie potrafiła utrzymać równowagi i, gdyby nie szybka reakcja młodzieńca, runęłaby na podłogę.
                Podtrzymywał ją, próbował uspokoić, jednocześnie czując potężną wściekłość. Nie miał pojęcia, kto mógłby doprowadzić Yvette do podobnego stanu, lecz zamierzał prędko pozbyć się swojej niewiedzy. Chciał wyciągnąć od niej to, co wydarzyło się przed kilkoma chwilami, choć obecnie nastolatka z trudem wydobywała z siebie pojedyncze słowa. Wciąż  nabierała powietrze w płuca z ogromnym wysiłkiem, jakby za każdym razem dziwiła się, że umie znów oddychać.
                — Amber... ona zwariowała — odrzekła, przełykając ślinę. — Boję się jej.
                — Twoja przyjaciółka? Amber?! — powiedział ze zdziwieniem. — Przecież jesteście nierozłączne.
                — Ona zwariowała — powtórzyła dziewczyna, ignorując wcześniejsze słowa Stephena. — Zwariowała! — niemal wrzasnęła.
                Całkowicie zaaferowana przerażającymi myślami, nie zwracała uwagi na otoczenie, z całych sił wtulając się w ciepłe ciało młodzieńca, jego nieco przepoconą, pracowniczą koszulkę pachnącą perfum, jakie kupiła mu na dwudzieste pierwsze urodziny. Odniosła wrażenie, że tylko on był w stanie uchronić ją przed niezrozumiałymi wspomnieniami.
                — Wszystko mi opowiesz, dobrze? — zaproponował, delikatnie unosząc podbródek nastolatki, by spojrzeć jej w oczy. — Tylko niech najpierw zbada cię szkolna pielęgniarka.
                Już wcześniej zauważył podejrzane czerwone ślady zdobiące jej szyję i, łącząc to z niecodziennym zachowaniem ukochanej, stwierdził, że spotkanie ze specjalistką to najlepsza opcja.
                Yvette kiwnęła głową, zgadzając się na prośbę Stephena, po czym, wciąż opierając się o jego ramię, niepewnie podążyła w kierunku gabinetu higienistki.

                Andy i Glenn obserwowali tę scenę w osłupieniu, nie odzywając się do siebie ani słowem. Ich milczenie przerwał dopiero donośny dźwięk dzwonka informujący o rozpoczęciu kolejnej lekcji, jednak żadne z nich nie kiwnęło nawet palcem, by przygotować się na nadchodzące zajęcia. Stali w miejscu niczym sople lodu.
                — O co tutaj chodzi? — zapytała dziewczyna, nie do końca potrafiąc skomentować poprzednią sytuację.
              — Szczerze? Nie mam pojęcia. Ale jestem pewien, że nie powinniśmy wnikać w to głębiej — stwierdził jej przyjaciel, tępo gapiąc się w ścianę naprzeciwko.
                Mimo to Andy wciąż nie wiedziała, jak się zachować. Nie wiedziała, czy powinna zignorować podejrzane zachowanie Amber i Yvette, czy wręcz przeciwnie - rozdmuchać  sprawę, lecz, gdy spojrzała na powoli pustoszejący korytarz, postanowiła nie odstawać od reszty. Uczniowie, choć równie przejęci i niezdrowo zafascynowani  tajemniczym przypadkiem, nie angażowali się w życie prywatne najpopularniejszych osób w szkole, ale woleli dyskutować na temat całego zajścia po cichu, przy okazji dzieląc się własnymi odczuciami z tymi, którzy nie zostali naocznymi świadkami incydentu.
                – Mam zaraz klasówkę z fizyki atomowej – szepnęła ostatecznie dziewczyna, daremnie starając się, by wszystko wróciło do poprzedniego stanu. — Chyba powinnam już iść.
                — Racja — mruknął chłopak, nie obdarzając jej pojedynczym spojrzeniem. — Spotkamy się później na parkingu..
                — W porządku — odpowiedziała, siląc się na uśmiech, po czym niepewnym krokiem ruszyła w kierunku sali numer 24.
                Na miejsce dotarła odrobinę spóźniona, jednak, z racji, że pozostawała ulubienicą nauczycielki, tamta nijak zareagowała na jej wcześniejszą nieobecność. Andy szybko usiadła w ławce, gdzie czekał już na nią gotowy arkusz testowy z nadzieją, że rozwiąże go bez większego wysiłku, jak to zwykle bywało. Niestety, kiedy popatrzyła na pierwsze pytanie, zorientowała się, że nagle cała wiedza, jaką posiadała, magicznie wyparowała z jej głowy. Wszelkie formułki, które nieraz całkowicie zapełniały pamięć uczennicy, zostały zastąpione przez natrętne myśli. Wiedziała, że powinna skupić swoją uwagę na kartce papieru, ale schematyczne powtarzanie w głowie motywującego „weź się w garść” zdało się na nic. Najzwyczajniej w świecie wypominała sobie, że nie udała odrobinę bardziej wytrwałej i nie wyciągnęła od Yvette całej prawdy. Nie lubiła jej. Mało - nie cierpiała, ale ludzka ciekawość będąca pierwszym stopniem do piekła sprawiała, że pragnęła poznać odpowiedź.
                W konsekwencji, na jej arkuszu pod koniec lekcji nie znajdowało się nic poza kilkoma obliczeniami. Oddała więc kartkę z pochyloną głową, nie chcąc patrzeć na niezadowoloną minę profesorki.
                — Do widzenia — wymamrotała pod nosem, by następnie wyjść z sali i spotkać się z Glennem. 
               
                Liceum Cherry Creek niewątpliwie wyróżniało się na tle innych obiektów w okolicy. Ogromny gmach zbudowany z brązowej cegły, ciągnący się przez kilkaset metrów zwieńczała dostojna wieża przypominająca te wznoszone nad wejściami kościołów. W środku natomiast na białych ścianach każdego korytarza wisiały zdjęcia absolwentów oraz plakaty szkolnych drużyn sportowych. Co się zaś tyczyło szafek – rysunki naklejone na ich zdewastowane powierzchnie niemal opiewały zalety trybu życia przeciętnego licealisty. Niektóre z pseudo-arcydzieł odrywały się od blachy i, choć sukcesywnie eliminowały je sprzątaczki, często walały się po wyłożonej szarymi kafelkami podłodze ubrudzonej butami blisko czterech tysięcy uczniów.
                Glenn, po blisko godzinnym spacerze, dotarłszy do prawie każdego zakamarka szkoły, ostatecznie wyszedł na zewnątrz i usiadł na ławce niedaleko parkingu. Nie minęło jednak kilka chwil, a w oddali dostrzegł sylwetkę przyjaciółki.
                – Jedziemy do ciebie? – zagadnęła Andy, wytrwale idąc w kierunku samochodu chłopaka, który kiwał głową twierdząco.
                Ona, z racji na trudną sytuację finansową rodziców, nie mogła pozwolić sobie na zakup jakiegokolwiek pojazdu, chociażby małego skutera. Wszelkie oszczędności skrupulatnie odkładała na rozpoczęcie studiów, lecz Glenn zawsze chętnie służył pomocą, broniąc dziewczynę od monotonnych dojazdów rozpadającymi się busami.
                – I jak ci poszło? – zapytał, gramoląc się do auta.
                Za wszelką cenę pragnął rozładować atmosferę, jaka, mimo upływu czasu, wciąż była odrobinę zbyt ciężka.
                – Szkoda gadać. Nie potrafiłam się skoncentrować – mruknęła smutno, by później usadowić się na miejscu dla pasażera. – Jak myślisz, co się tam wydarzyło? — zapytała ostatecznie, nie umiejąc powstrzymać ciekawości.
                W końcu od dobrej godziny czekała na poznanie opinii przyjaciela.
                – Nie wiem i, szczerze mówiąc, średnio mnie to obchodzi – odparł, zapalając silnik i powoli opuszczając teren szkoły.
                – Okej, nie mieszasz się w tę sprawę, ale mimo wszystko, widziałam, że się przejąłeś… jakbyś nagle chciał zabawić się w opiekuńczego chłoptasia. – Parsknęła śmiechem, lecz szybko spoważniała, podświadomie sądząc, że tajemnicze zachowanie obu dziewczyn miało o wiele poważniejsze podłoże niż kłótnia czy pragnienie zwrócenia na siebie uwagi.
                – Zachowałem się tak pod wpływem krótkiego szoku. Gdybym nieco wcześniej otrzeźwiał, pewnie nie kiwnąłbym palcem, by jej pomóc. – Wzruszył ramionami. – Ty też nie powinnaś się zamartwiać. Przecież nienawidzisz zarówno Yvette, jak i Amber.
                – Masz rację, ale… w niektórych sytuacjach…
                – Od takich relacji nie ma wyjątków. Jeśli się ze mną nie zgadzasz, przypomnij sobie, jak pod koniec gimnazjum, kiedy ty grzecznie grałaś w siatkówkę, ubrana w strój sportowym, ona zajmowała się niszczeniem twojej nowej bluzki… albo jak Yvette dała ci zaproszenie na urodziny tylko po to, by móc cię wyśmiać. A ty wciąż lgniesz do nich jak ćma do ognia. Dalej nie potrafię pojąć, dlaczego aż tak zależy ci na tym, by obracać się w podobnym towarzystwie.
                – Nie zależy! – krzyknęła, próbując odeprzeć oskarżenia. – Po prostu w oczach Yvette widziałam coś dziwnego, coś na wzór przerażenia. Może i ona wraz z Amber to królowe dramatu, ale na co dzień zwykle są obrzydzone albo nadmiernie wesołe, wystraszone – nigdy. Dlatego tak bardzo chciałabym się dowiedzieć, co zdarzyło się za tamtymi drzwiami – powiedziała twardo.
                – Dla twojej wiadomości, odpowiedź jest prosta. Amber i Yvette to wariatki. Naćpały się i przyszły do szkoły w wiadomym stanie.
                – Racja, są głupie, ale wątpię, że aż tak. Poza tym, obie ostro uczą się do egzaminów, w przeciwnym wypadku ich tatusiowie upiekliby je na ruszcie. Naprawdę więc uważasz, że twoja teoria nie jest odrobinę naciągana? – zapytała podejrzliwie.
                – Trochę. Ale nie istnieje inne bardziej racjonalne wytłumaczenie – mruknął, widocznie zmęczony bezsensowną kłótnią.
                – Jeszcze – szepnęła Andy, bardziej do siebie niż do niego, chytrze podnosząc kąciki ust do góry.
                Glenn, widząc reakcję dziewczyny, wybuchnął śmiechem. Nie był zły, raczej martwił się jej upartością, która momentami przynosiła wyłącznie kłopoty, zwłaszcza, jeśli wiązała się z pomocą szkolnej elicie. Tym razem jednak musiał skrycie przyznać, że przemiana nastolatek niezwykle go zastanawiała. Choć dzięki temu, że posiadał rozległą wiedzę, parał się wszelkimi nowinkami z medycznego świata, umiał rozwikłań niejedną zagadkę, wyjątkowo nie zamierzał mówić głośno o swoich domysłach, by nie podsycać fascynacji przyjaciółki – miała już wystarczająco dużo problemów z licealną paczką.
                – W porządku, pani detektyw. – Przytaknął kpiąco, po czym zamilknął na dłuższą chwilę.
                Andy tymczasem odwróciła się w kierunku szyby, ślepo przyglądając się mijanemu otoczeniu.
                Aurora była miastem przemysłowym, toteż jego mieszkańcy na co dzień widywali fabryki i ogromne gmachy, które mimo wszystko nie odbierały piękna spokojnej miejscowości – tętniące zielenią parki rekompensowały wszelką brzydotę. Nic więc dziwnego, że ludzie uwielbiali spędzać tam swój czas wolny – mogli usiąść nad jeziorem, wsłuchując się w kojący szum wody czy chociażby pospacerować wśród kwitnących roślin. Istnej sielanki nie przerywały nawet burzliwe wydarzenia od czasu do czasu pojawiające się na językach tubylców.
                Obecnie jednak Andy, podążając wzrokiem za kolejnymi znakami ustawionymi na drodze, orientacyjnie liczyła, ile drogi pozostało im do końca. Całkowicie zignorowała mijane otoczenie, zwykle działające na nią niezwykle kojąco. Kiedy Glenn ostatecznie zaparkował pod swoim domem, odetchnęła z ulgą.
                Posiadłość państwa Silverów zawsze robiła na niej wrażenie. Ogromna, utrzymana w nowoczesnym stylu część mieszkalna w rzeczywistości nieco kontrastowała z przytulnym ogrodem, chociaż według Andy oba segmenty wspaniale się komponowały. Po wejściu do środka gości witał wszechstronny korytarz oraz kilka reprodukcji słynnych obrazów. Czasami do kompletu dołączała również Aileen, siostra Glenna lub Dana, jego matka.
                – Obiad gotowy! – krzyknęła starsza z kobiet, gdy tylko usłyszała trzaśnięcie drzwiami.
                – Cześć mamo! – zawołał Glenn, powoli przemieszczając się w kierunku salonu.
                Andy podążała za nim.
                – Dzień dobry, ciociu! – powiedziała, rzucając w kąt swoją torbę, a następnie siadając na skórzanej sofie, naprzeciw włączonego telewizora.
                Czując przyjemny zapach dolatujący z kuchni, na moment zapomniała o południowych zmartwieniach, by zapytać:
                – Co dziś ugotowałaś?
                – Kurczaka w sosie meksykańskim. Mam nadzieję, że wam zasmakuje – oznajmiła, nakładając na talerze dość spore porcje.
                Dana uważała Andy za członka rodziny, toteż często rozmawiała z nią na najróżniejsze tematy i dzieliła się swoimi przeżyciami, całkowicie ignorując barierę wiekową. Potrzebowała towarzyszki, a dom Silverów rzadko odwiedzały osoby skłonne do pogawędki – jego próg przekraczali głównie współpracownicy Harrego, ojca Glenna, poważni i wyrachowani, a przede wszystkim – nudni. Młoda duchem kobieta nie przepadała za nimi, tak samo jak nie cierpiała pracy męża i, szczerze mówiąc, jego samego. Dawna miłość szybko przeminęła, pozostało natomiast przyzwyczajenie, którego ani on, ani ona nie potrafili się pozbyć, przez co trwali w związku już od dwudziestu pięciu lat. Dana, z wykształcenia pani filozof, siedziała w domu, nie mogąc znaleźć porządnej posady, bo przecież etat w lokalnym sklepiku był czymś „godnym pogardy”, Harry za to całe dnie przesiadywał w swojej kancelarii prawnej, zaniedbując rodzinę.
                Mimo to kobieta zdawała się nie przejmować podobnym obrotem spraw. Miała wspaniałe dzieci pokazujące jej każdego dnia, że wbrew pozorom nie popełniła błędu, wychodząc za Silvera. Uśmiechnęła się błogo, patrząc jak Glenn przekomarza się z Andy i zajadła jej kulinarny eksperyment.
                – I jak, smakuje wam? – zagadnęła, siadając obok nastolatków.
                – Jest świetne – mruknęła dziewczyna dość niewyraźnie, wciąż przeżuwając kawałek mięsa.
                – Lepiej opowiedzcie mi, jak minął wam dzień zamiast gapić się tępo w telewizor – zaproponowała Dana, a następnie sięgnęła po pilota i wyłączyła urządzenie.

                W końcu wiadomości z kraju nie należały do najciekawszych programów pod słońcem. Utworzenie nowej organizacji terrorystycznej, rozważania dotyczące kolejnej poprawki do Konstytucji czy chociażby tajemniczy przypadek przykładnego obywatela, młodego mężczyzny, który niespodziewanie udusił swoją ukochaną żonę zwykle nie wnosiły do życia przeciętnych ludzi żadnej pociechy, a wręcz przeciwnie – uświadamiały im, że rzeczywistość jest znacznie gorsza niż podejrzewają.





[1] W USA odpowiednikiem gimnazjum jest middle school. 


***
Witajcie drodzy ludzie! Dawno mnie tu nie było... nawet bardzo dawno. Mam nadzieję, że wszyscy żyjecie i macie się dobrze. W najbliższym czasie postaram się w miarę nadgonić rozdziały na waszych blogach, nie gniewajcie się, że tak was zaniedbałam! Wróciłam więc, ostatecznie, oby na jak najdłużej. 

15 komentarzy:

  1. Czaderski rozdział! Świetnie jest na własne oczy doświadczać ewolucji twojego stylu na przestrzeni lat - teraz jest bardziej dojrzały i swobodny. Sama historia jest super, a to zakończenie o gościu z wiadomości... Uu, coś się wyraźnie szykuje! Jedna jedyna rzecz, jaka mi nie pasowała, to fakt, że Andy i Glenn nie wiedzieli, co stało się w toalecie, a potem, podczas rozmowy w samochodzie, mówią już o tym, że Amber rzuciła się na Yvette. Ale poza tą drobnostką jest genialnie i będę tu regularnie zaglądać!

    OdpowiedzUsuń
  2. Po pierwsze, bardzo sie ciesze, ze wróciłaś. Po drugie, troche szkoda, ze nie będziesz pisac Tańcząc w ciemnościach, ale szczerze mówiąc, widac juz teraz, ze to opowiadanie łatwiej Ci pisac. Podobało mi sie w tym rozdziale to, ze umieściłaś w nim rożne emocje. Były zarówno dość lekkie, zabawne fragmenty, jak i te przedstawiajace otoczenie bohaterow czy tez nieco przerażajace sceny, ktore z pewnością beda ciągnięte dalej. Zastanawia mnie, coz takiego dzieje sie z Amber. Co ja opętało, kto nią w tamtym momencie sterował? Czy jak Yvette wypadła z łazienki, to Amber jak gdyby nigdy nic opadła z sił? Wydaje sie, ze to nke był poerwszy trgo typu epizod, ale chyba jako pierwszy skończył sie w taki sposob. Byłoby mi bardziej żal Yvette, gdybym nie dowiedziała sie z rozmowy Andy i Glenna o przeszłości dziewcząt , ale i tak... To było mocne. Jesli zas chodzi o te dwójkę, bardzo podoba mi się ich relacja. Widac, ze skoczyliby za sobą w ogień. Zastanawia mnie sama Andy, jej pasja jest niecodzienna, ale chyba jeszcze ciekawsza jest jej niespotykana uroda, az sie zaczęłam zastanawiać, czy nie pochodzi z kosmosu, skoro to sf;). Czytało sie bardzo przyjemnie, czasem tylko myliły Ci się podmioty. Z niecierpliwoscia bede wyczekiwać kolejnego postu , a tymczasem zycze udanych najdłuższych wakacji w życiu. Zapraszam na niezaleznosc-hp.blogspot.com - zmieniłam adres bloga. Ponadto zapraszam takze na ocenialnie, ktora założyłam: konstruktywna-krytyka-blogow.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam na niezaleznosc-hp.blogspot.com na świeżo dodaną nowość :)

      Usuń
  3. Po pierwsze - świetnie, że wróciłaś! Mam nadzieję, że matury dobrze Ci poszły. Podoba mi się szablon, bo od jakiegoś czasu jestem zwolenniczką tych najprostszych, a już najlepiej, jeśli mogę czytać czarną/szarą czcionkę na białym tle, bo tak jest najwygodniej. Jak na mój gust czcionka mogłaby być nieco większa, ale prócz tego szablon super.

    Biorąc pod uwagę opis bloga, domyślam się, co się stało Amber. Ciekawi mnie jednak, czemu taka zmiana zaszła nagle. Czy dopiero teraz jej wola stała się zależna od tych innych istot, czy po prostu wcześniej były dla niej bardziej "łaskawe". No i czy czyny wszystkich ludzi są kontrolowane, czy chodzi tylko o pojedyncze jednostki. A może coraz więcej osób stopniowo znajduje się pod kontrolą... Cóż, pozostaje mi czekać na kolejne rozdziały.

    Pozdrawiam
    j-majkowska

    OdpowiedzUsuń
  4. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że wróciłaś do pisania. To opowiadanie jakoś bardziej do mnie trafia i dobrze mi się je czyta. A Ty... jesteś moją ulubioną pisarką! :)
    Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow. Po prostu wow. Pisz jak najwięcej bo ewidentnie masz talent. Mam zamiar tu częściej zaglądać bo warto.

    Pozdrawiam ciepło
    Karolina z Zielona Karuzela

    OdpowiedzUsuń
  6. Szczerze przyznam, ze to nie moja bajka. Pisz jednak tak jak Ci serce podpowiada. Powodzenia

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie bardzo wiem od czego zacząć, więc uprzedzam, że komentarz może okazać się nieco chaotyczny, przepraszam więc już teraz ;) Podoba mi się Twój pomysł na tę historię, a po krótkim objaśnieniu u dołu strony oraz tytułowi, który swoją drogą jest naprawdę intrygujący, chce się nieco więcej niż ten jeden rozdział. Ale muszę przyznać, że bywały momenty, gdy nieco się gubiłam w pędzącej niespodziewanie akcji. Rozumiem, że tą sceną o Amber i jej niecodziennym zachowaniu chciałaś coś zakomunikować, podobnie jak z ostatnim wtrąceniem o wiadomościach i mężczyźnie, który udusił żonę, ale poczułam się trochę zagubiona, gdy w zasadzie ni stąd ni zowąd narracja przestała dotyczyć Andy, a przeskoczyła na drugą dziewczynę. Wiem, że chciałaś przejść do kolejnej sceny, albo inaczej – zasygnalizować, że właśnie w tym momencie zaczyna dziać się coś, teraz jeszcze pozornie nieznacznego, choć w późniejszym czasie niezwykle ważnego dla całej historii, takie chodzenie po nitce do kłębka, ale wyszło to dość nienaturalnie, sądzę, że mogłabyś albo przejść w tą scenę płynniej albo po prostu oddzielić te dwa teksty, choćby jednym czy dwoma odstępami i nie wyglądałoby to już tak chaotycznie. Jak mój komentarz teraz, właśnie sobie uświadomiłam, ale mam nadzieję, że zrozumiesz co miałam na myśli, bo chyba sama teraz odrobinę się zakręciłam ;)

    Poza tym to pojawienie się chłopaka Yvette. Przecież nie wiedział, co zaszło w łazience, chyba, że cała szkoła wywnioskowała to ze stanu w jakim znajdowała się Amber, a przecież nie ma tam żadnej wzmianki o tym jakoby ktokolwiek dowiedział się o tym, co miało miejsce zaledwie kilka chwil wcześniej. I jeszcze ta całkowita ignorancja ze strony Andy i Glenna, ale Andy przede wszystkim. Rozumiem jak to jest oddzielać jedne sprawy od drugich, te mniej ważne spychać na drugi plan albo gdy człowiek jest niegotowy, aby z czymś się zmierzyć, ale ponownie – nie zauważyłam w tekście żadnego nawiązania do tego jakoby ktoś poza Amber, Yvette i nauczycielką wiedział, co wydarzyło się w łazience, więc dziwi mnie, że Andy przeszła ot tak sobie do porządku dziennego nad tą sytuacją, nad niespodziewaną prośbą Yvette, jej wyglądem. Spodziewałam się też, że zaraz zaczną się sypać pytania o to, co stało się Amber, dlaczego tak wybiegła z klasy, co musiało się stać, że wyglądała tak a nie inaczej, etc. W końcu to nastolatkowie, a oni nie mają ani odrobiny taktu i całe mnóstwo niezdrowej ciekawości ;)

    Trochę żałuję, że nauczycielka angielskiego stała się takim stereotypem starej panny będącej nauczycielką – przy sobie, przesadnie ubrana, z dwoma kotami. A przecież wystarczyło zrobić coś zupełnie na opak i od razu nadałabyś jej świeżości, wychodząc naprzeciw wszystkim tym historiom, gdzie jak jest stara panna, to koniecznie musi być gruba, mieć koty, zadyszkę przy najmniejszej aktywności fizycznej, ba, przy przebyciu odcinka z klasy do łazienki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda mi również tego, że chcąc jakby od razu wbić się w historię, poleciałaś z tym wszystkim ekspresowo. Niby zaczęłaś od Andy, od je bezsenności i zafascynowaniu nieboskłonem, ale potem to szybkie wtrącenie z Amber i Yvette, krótka rozmowa Andy i Glenna w drodze do jego domu, i to wszystko. Trochę mi szkoda, że nie nadałaś temu rozdziałowi nieco wolniejszego tempa, bo historia zapowiada się naprawdę interesująco. Podoba mi się bardzo, że Andy i Glenn to umysły czysto ścisłe, ponieważ zazwyczaj spotyka się bohaterów, którzy żyliby wyłącznie literaturą, historią, a matematyka, fizyka to ble, fuj i jeszcze pogryzie; a przynajmniej tyle pamiętam z czasów, gdy sięgałam po literaturę przeznaczoną wyłącznie dla nastolatków. Życie bohaterów nie jest idealne, nawet rodzice Glenna, posiadając dobry dom i pieniądze, nie są szczęśliwi (a przynajmniej jego matka), nie ma podziału, że jeden z przyjaciół ma życie obsypane złotem, a a drugi musi o wszystko walczyć. Ponadto, bardzo podobało mi się to pozornie błahe nawiązanie do mężczyzny, który udusił własną żonę – jakby powoli do tego poukładanego świata wdzierało się coś, co wolę ludzi miało za nic, przejmując nad nimi kontrolę, zamieniając w bezwolną zwierzynę, gotową zadawać ciosy, ranić i zabijać.

      Wiem, że więcej jest słów krytykujących, ale ta historia naprawdę mnie zaintrygowała. To, co głównie mi tutaj nie pasuje, to właśnie to ekspresowe tempo. Bo z tego fragmentu o Amber można ładnie wybrnąć, chociażby oddzielając od tekstu o Andy, którym rozpoczęłaś historię, albo nieco inaczej wplatając w cały rozdział. Nauczycielka może być tą stereotypową starą panną, a może postanowisz, że w trakcie historii przejdzie przemianę – oby tylko nie pod wpływem faceta, bo niczego nie cierpię jak kobiet, które wywracają całe swoje życie nie dla siebie samych, ale właśnie dla faceta, który może być a może sobie pójść, i wszystko szlag trafi. Można też rozszerzyć nieco tekst o samej Andy, która jest dość nietuzinkowa i potrafię zrozumieć jej zamiłowanie do wpatrywania się w gwiazdy i pragnącej odkryć to, co wciąż nieokryte pomimo tylu badań, teorii i wspaniałych umysłów. Zastanawia mnie jednak w jakim kierunku to wszystko podąży i choć nie chcę się niczym sugerować ani narzucać sobie pewnej wizji, to to wszystko kojarzy mi się z „Intruzem” Meyer (którego uważam za zdecydowanie lepszego od sagi „Zmierzch”; zresztą, proszę, co nie jest od tego lepsze? ;)) albo serią „Animorphs „ K. A. Applegate, o której słyszałaś albo i nie, ale która była naprawdę ciekawa; swoją drogą, serdecznie polecam.

      No, to chyba na tyle. Mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się już niedługo i dowiemy się czegoś więcej ;)

      Pozdrawiam,

      Usuń
  8. Po pierwsze: strasznie podoba mi się szablon, podobnie zresztą jak tytuł bloga. Po drugie: bardzo fajny rozdział. Oczywiście jak na razie akcja jest dość wolna, bo dopiero wprowadzasz nas w stworzony przez siebie świat, ale mimo wszystko czytało się bardzo przyjemnie.
    Jak na razie obraz amerykańskiej szkoły (czy też szkoły w ogóle, szczerze mówiąc) jest dość stereotypowy): mamy parę dziwaków, którzy nieco odstają od reszty, królowe szkoły, uważające innych za znacznie gorszych, mamy nawet nauczycielkę starą pannę, dla której użeranie się z gówniarzami to męka i większość jej myśli w czasie lekcji pewnie błądzi wokół własnego mieszkania. Mimo wszystko zdołałam już polubić Andy, która sama w sobie budzi sympatię - jest jakaś taka... urocza? Jej upodobanie do obserwowania gwiazd również mnie urzekło. Glenn z kolei jest świetnym przyjacielem, za takiego wiele osób dałoby się pokroić ;)
    Myślę jednak, że najważniejsza w tym rozdziale jest Amber, albo raczej jej nietypowe zachowanie. Pewnie gdybym stała gdzieś z boku, np. była zwykłym uczniem na korytarzu, pomyślałabym, że była pod wpływem jakichś środków odurzających i dlatego tak jej odbiło. Wiem jednak, że tutaj zdecydowanie dzieje się coś bardziej przerażającego. Skoro nawet rzuciła się na najlepszą przyjaciółkę i była gotowa ją zabić... No, nieźle. Mam nadzieję, że Andy i Glenn wpadną na jakiś trop, bo chociaż G. zarzekał się, że nie obchodzi go, co się dzieje z Amber, to podejrzewam, że tak samo jak jego przyjaciółka pragnie dowiedzieć się czegoś więcej. Zapowiada się naprawdę nieźle.
    Chętnie poznam dalsze wydarzenia, zaintrygowałaś mnie ;)
    Pozdrawiam,
    rude-pioro.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Odpowiedzi
    1. Zacznę od tego, że bardzo podobają mi się Twoje opisy. Widać, że się do nich przykładasz, bo słowa są świetnie dobrane, dzięki czemu czytało mi się bardzo przyjemnie i szybko. Nic nie zgrzytało, nic nie odwracało uwagi i przede wszystkim - mogłam sobie w prosty sposób wyobrazić to, co przedstawiałaś słowami. Super!
      Widzę, że mamy tutaj takie jakby dwa obozy;D Jeden to Andy i Glenn, a drugi Amber i Yvette. Jedni to zwykli, przeciętni uczniowie nie wyróżniający się z tłumu, a drudzy to szkolne gwiazdeczki. Zawsze wolałam tych pierwszych, dlatego właśnie do Andy zapałałam większą sympatią. Ale jeśli chodzi o ciekawość, to zdecydowanie Amber nad nią przoduje. Bardzo mi się podobało, jak opisałaś te zmiany, które w niej zachodziły. Te dziwne emocje, szał, z którym nie potrafiła sobie poradzić. No i oczywiście walka! Nie odrywałam się od czytania ;)
      Ale muszę powiedzieć, że chociaż żal mi było Yvette w tej sytuacji, to po słowach Glenna trochę przestało. No cóż, można powiedzieć, że dosięgła ją karma xD Chociaż nie wiem, czy w tej sytuacji to najlepsze określenie. Ale skoro ktoś całe życie był dla innych ludzi podłych, to chyba ciężko oczekiwać, że potem ci ludzie będą mu współczuć. Dlatego nie dziwią mnie słowa Glenna i jego niezainteresowanie tematem.

      "umiał rozwikłań niejedną zagadkę" - rozwikłać

      Zaciekawił mnie też wątek rodziców Glenna i to, że w ogóle się nie kochają. W sumie poczytałabym o tym, coś więcej;D Lubię takie życiowe wstawki ;)

      Lecę do nastepnego ;)

      Usuń
  10. Czytałam dawno, ale mam nadzieję, że pamiętam treść na tyle, że uda mi się skomentować to w miarę sprawnie i nie popełnię gdzieś gafy :D
    Andy wydaje się ciekawą postacią. To jej zamiłowanie do gwiazd jest naprawdę interesujące. Wyróżnia ją na tle innych postaci. Taka cecha charakterystyczna. Super :)
    Poza tym podoba mi się też wątek przyjaźni. Gleen jest też fajną postacią, taką uroczą dość i cieszę się, że dziewczyna ma z nim tak dobry kontakt. Ogólnie póki co wszystko jest rajsko i przyjemnie, ale ja jak to ja już się doszukuję się tutaj drugiego dna. Czuję podskórnie, że szykujesz jakąś bombę, która zwali mnie z nóg i aż drżę o losy tych twoich bohaterów.
    Podejrzana już była sama ucieczka Amber. To rzeczywiście skutki imprezy, czy coś więcej? No dobra, ja wiem, że coś więcej, ale cicho sza, zachowajmy pozory :D
    Chociaż chyba nie muszę, bo ten atak dziewczyny na swoją przyjaciółkę sam mówi za siebie. To nie było normalne zachowanie. Ciekawe, jakie konsekwencje pociągnie za sobą.
    Andy i Glenn nie chcą się w to mieszać, a mi się wydaje, że i tak zostaną w to wplątani. Tak mimo wszystko.
    Póki co jest bosko i wprost nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. Bardzo chętnie poznam ciąg dalszy.
    Trzymaj się :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Jestem oczarowana tym rozdziałem. Zastanawiam się co stało się Amber i czy ucierpi na tym jej przyjaźń z Yvette (jeśli źle napisałam, przepraszam). Czy ma to jakiś związek z panem, który udusił żonę?
    Pozdrawiam.
    walc-dusz

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

W bardzo dużym skrócie...

Zastanawialiście się, co by było, gdyby niespodziewanie okazało się, że wolna wola, jaką posiadamy, to tak naprawdę fikcja, a nasze decyzje, czyny i marzenia zależą od rządzących nami tajemniczych istot? Jak zbudowany byłby nasz świat? By poznać odpowiedź, nie pozostaje wam nic innego, jak zajrzeć do środka.